PAS – świadectwa

Cel jest blisko – oczekuj GO!

Maryja!

Już od wczoraj wiedziałam,  że pierwszą kopertę muszę otworzyć dość szybko ponieważ i zajęcia i obowiązki zajmują mój grafik, a do tego zepsuł mi się samochód więc wieczorem planowałam zacząć szukać dobrej duszy która mi pomoże.
Gdy otworzyłam kopertę byłam w szoku jak pięknie jest zaplanowane przez Siostry nasze spotkanie z Jezusem, jak pięknie nam to Siostry umożliwiły. Odmówiłam część Różańca i usiadłam do Medytacji… i byłam zdziwiona jak bardzo pasuje do mojego dzisiejszego dnia, szczególnie 1 pytanie do kogo się zwracam w trudnościach. Prozaiczna sprawa, zepsuty samochód, a mnie już opanowała bezradność, niechęć i zostawiłam to sobie zamiast porozmawiać z Jezusem,  oddać Jemu to. Podziękowałam za tą trudność bo pokazała mi, że często o Nim zapominam i skupiam się na tym co trudne, nie pozwalam Jezusowi by ze mną to przeżywał.

Dziękuję za pierwszy dzień! Chwała Panu!

Myślę,  że najważniejsze co dziś odkryłam podczas herbatki z Mamusią to jest to, że kluczem do naszego serca jest oddanie się Jej. Pozwolenie by nas tuliła Matczynymi ramionami, by Jej Serce obejmowało całą naszą nędze.  By miłość którą nam daje spalała naszą bezradność,  beznadzieję ale nas nie spopieliła… by ta Matczyna miłość była taką iskrą która zapala w nas miłość do Jezusa. A On by był rosą która ożywia nasze serce i pociąga do wielkich rzeczy…

Minutki Maryjne zmieniły się w praktyki Maryjne ponieważ tak się starałam by kilka minut być z Nią że przepadłam i wszystkie czynności wykonywałam w poczuciu, że Ona mi pomaga i jest obok. Długo myślałam czy potrafię iść za Jezusem natychmiast i nadal nie mam odpowiedzi.

Czuję, że to skupienie, nawet nie czuje, a jestem pewna,  że to skupienie mnie do czegoś przygotowuje. Muszę jeszcze zebrać myśli z całego skupienia, na spokojnie przeanalizować,  przemodlić… ułożyć sobie w sercu i głowie i podejmować decyzje.

Dziękuję za ten czas!

Małgosia

Zanim napiszę jakieś świadectwo, to chcę siostrom bardzo podziękować, bo te rekolekcje to jeden z najlepszych prezentów, jakie kiedykolwiek dostałam, wiem, że to zasługa Niepokalanej, ale jednak posłużyła się Siostrami, więc bardzo dziękuję, że Siostry o mnie pomyślały i wysłały mi rekolekcje pocztą!

Dzisiejsze spotkanie ze Słowem było dla mnie wyjątkowe, bo pierwszy raz od bardzo dawna pozwoliłam Panu Jezusowi, żeby mówił do mnie wszystko, co chce mi powiedzieć. Maksymalnie otworzyłam swoje serce na Jego Słowo. To było dla mnie troszkę ryzykowne, ale opłaciło się… To co Pan Jezus mi powiedział, chcę potraktować jako zadanie nie tylko na dziś, ale i na cały adwent. Chcę przejrzeć swoje Pismo Święte i skupić się na tych podkreślonych fragmentach, bo skoro są podkreślone to znaczy, że w jakiś sposób mnie to ujęło, dodatkowo mam różne zeszyty, gdzie notowałam to, jak Pan Jezus dotykał mnie na Namiocie Spotkania, więc moim zadaniem jest przeczytać to wszystko i razem z Niepokalaną odkryć co Pan Jezus od dawna do mnie mówi, znaleźć jakiś wspólny mianownik, żeby wypełnić swoje powołanie.

Wczoraj w sposób szczególny ujęły mnie Minutki Maryjne. Na początku wydawało mi się to jakieś dziwne, żeby nie powiedzieć głupie, ale jak trzeba było to zrobić to zrobiłam i opłaciło się. Nigdy nie czułam się tak blisko Maryi jak przez te 5 minut. Bardzo chciałabym, żeby po zakończeniu rekolekcji ta praktyka ze mną została, bo miło jest budować taką intymną relację z Niepokalaną.

Sama pustynia, była dla mnie dość trudna, ale myślę, że nie bezowocna. Wnioskiem jaki wyciągnęłam, z tego czasu, jest to, że jestem w świecie i często „troski codziennego, życia” mnie przygniatają, ale mam żyć dla nieba, czuwając, bo Jezus w każdej chwili może przyjść. Zastanawiałam się nad tym, czym jest niebo i połączyło mi się to z zadaniem na wczorajszy dzień, kiedy miałam zrobić coś dla innych. Stworzyłam sobie taką definicję nieba, że jest to wszystko to, gdzie jest Jezus i uświadomiłam sobie, że bardzo trudno przychodzi mi miłość bliźniego, a przecież w drugim człowieku mieszka Bóg. Jest tak dlatego, że nawet jak wiem, że powinnam coś dobrego zrobić to ogarnia mnie strach przed w zasadzie przed wszystkim. Zrozumiałam, że sama tego nie zmienię, bo naprawdę próbuje, ale nie wychodzi. Słowo Boże podsunęło mi pomysł na rozwiązanie tego problemu – czuwanie i modlitwę. W praktyce wyobraziłam sobie to jako skierowanie istoty nie na życie ciała, ale życie ducha , który ma być włączony do Jezusa i połączony z Nim 24/7. Wyobrażam sobie to jako spędzanie z Panem Jezusem  każdej sekundy, przez chociażby robienie każdej najmniejszej rzeczy z myślą o Królestwie. Wiem, że po części już to robię, ale może gorliwość sprawi, że z czasem ten strach we mnie zniknie.

Dzisiaj na pustyni Pan Jezus powiedział mi sporo rzeczy, które zazębiają się z wczorajszymi rozważaniami i z tym co już wcześniej zaczęłam odkrywać. Mianowicie dotknęło mnie kilka fragmentów.

Wnioskiem z dzisiejszego rozważania jest dla mnie to, aby odkrywać siebie, po to, by lepiej służyć. Przestawić swoje serce na tryb czuwania i słuchania, aby otworzyć szeroko nie tylko oczy, ale i wyostrzyć wszystkie zmysły, aby z każdego dnia czerpać coś duchowego, nie tylko w Namiocie Spotkania, czy modlitwie, ale z każdej aktywności i oczywiście bardziej służyć.

Natomiast jeżeli chodzi o to, co się we mnie zadziało w trakcie tego PASu to zdecydowanie Pan Jezus wyrwał mnie, na te kilka dni ze świata i pokazał siebie, choć trochę. Jestem tak szczęśliwa, nie spodziewałam się, że w ten sposób wejdę w adwent. Przez ten czas uczyłam się czułości do Maryi i patrzenia na nią jak na Mamę, jasne że próbowałam wcześniej, ale teraz dane mi było doświadczyć bycia w rękach Maryi i poznawania tego jak Ona jest czuła. To pomogło mi zrozumieć, że Jezus jest bliżej mnie niż myślę, bo jak bardzo czuły musi być Bóg – Stwórca, skoro Maryja – Stworzenie jest tak dobra. Druga kwestia to Słowo Boże. Ostatnio marne było moje słuchanie Pana, a teraz starałam się bardziej i faktycznie wychodziło, bo udawało mi się usłyszeć ten cichy szept, poza tym prosiłam Maryję, żeby pokazywała mi palcem co powinno mnie dotknąć i działało. Dodatkowo w moim sercu jest dużo wdzięczności. Przecież Pan Jezus jest dla mnie tak dobry i tak walczy o mnie, że nawet moje kamienne serce kruszeje. Reszty tego co dzieje się we mnie nie da opisać się słowami.

Magdalena

Maryja!

Na pierwszej pustyni zdziwiłam się wybranym fragmentem Ewangelii, ponieważ nigdy go nie rozważałam i nie zwracałam na niego jakiejś uwagi. Byłam trochę sceptycznie nastawiona, ale podjęłam się i spróbowałam. Okazało się, że dużo rzeczy ukrywałam przed sobą i Bogiem. Wstydziłam się słabości, które ma każdy z nas… Zawsze szłam z nimi do przyjaciół, ale ostatnio się jakoś tak składało, że nie mogłam. Pod wpływem ciężaru złych emocji, smutku i przygnębienia po prostu zostałam zmuszona do rozmowy z Bogiem, bo w tamtej chwili wiedziałam, że tylko On może mnie wysłuchać. Oczywiście popłynęły łzy, wylałam swój smutek, żal a nawet złość, którą miałam do Boga. Po prostu miałam dość tego, że ,,pozostawił mnie samą sobie”. (Oczywiście tak nie było, ale myślę, że każdy kto przeżył ”dołek” też tak miał.) Wtedy poczułam dopiero spokój i pokój. I to był bardzo ważny moment (tak myślę), bo doszło do mnie, że Bóg dopuszczał różne sytuacje i to, że nie miałam komu o tym powiedzieć też miało sens. W tamtym momencie byłam wściekła, że ma mnie gdzieś. Ale po tym wszystkim zrozumiałam, że wcale tak nie jest. Poprowadził mnie w tych trudnych momentach prosto do siebie. Zrozumiałam, że to nie przyjaciele są najważniejsi i to nie do nich najpierw  powinnam iść z każdym problemem, tylko do Niego. I On nie ma mnie gdzieś. Was też nie ma. Czasem jesteśmy tak głupi i codzienne problemy przysłaniają nam istotę życia. Na tej pustyni też pomyślałam sobie, że niewierzący mają łatwiej. Teraz tak, ale po śmierci? Jak teraz jest trudno, to wszystko jest z nami w porządku. Przecież jak się chce iść do Nieba (w górę) no to z górki raczej nie będzie. Trzeba się wspinać. Czasem spotka nas jakaś lawina, ale trzeba się z niej wygrzebać i maszerować dalej.

Minutki Maryjne.

Było ciężko. Dawno nie byłam w takiej sytuacji, żeby być sam na sam z Maryją. Jakoś trudno było zacząć rozmowę. Więc milczałam. Tak sobie po prostu na Nią patrzyłam. Dziś było odrobinę lepiej niż wczoraj, bo mówiłam. Poprosiłam o kilka ważnych dla mnie rzeczy, pomodliłam się, podziękowałam. Może jakby kontynuować to przez następne dni, nawiązałaby się jakaś relacja.

Dziękuję za przygotowanie w takiej formie PAS-u. Chodzi mi o to, że nie zrezygnowały siostry całkiem. Choć  nie ukrywam, że mam już dość wszystkiego online. Mam nadzieję, że najbliższe rekolekcje będą już normalne w Oratorium. Tęsknię za pysznym jedzonkiem sióstr.

Trzeba była zrobić coś dla innych. Zrobiłam siostrze śniadanie i pyszna kawę.
Pozdrawiam

Agata

Maryja!

Te rekolekcje były wyjątkowe pod każdym względem. Dla mnie najtrudniejszym elementem było takie ułożenie planu dnia, by znaleźć czas na wykonanie rekolekcji. Było to ciężkie, a zarazem najpiękniejsze. W ciągu dnia, gdy jest się w ruchu łatwo zapominałam o „głodzie” Boga, a dzięki temu, że indywidualnie, w domach uczestniczyłyśmy udowodniłam sobie, że da się ten czas znaleźć. Bardzo podobał mi się pomysł z codziennymi zadaniami. Gdy w ciągu dnia, mogłam chwilę odetchnąć i tak jak np. pierwszego dnia, w blasku świec, próbować wsłuchać się w głos Pana.

Niesamowite było również to, ze drugiego dnia mogłyśmy się połączyć na spotkaniu rycerzy. Było baardzo miło zobaczyć znajome twarze. Rozmawialiśmy o przebaczeniu co wpisało się też w zadanie dnia, gdzie miałyśmy okazać serce drugiemu, poprzez jakiś czyn, gest. Co zrozumiałam w tym dniu? Że przebaczenie zaczyna się w Bogu. Że trzeba przebaczyć sobie. Że przebaczenie to odwaga, łaska, ulga, miłosierdzie, trud i wiele wiele innych.

Dzień trzeci również opierał się na indywidualnej modlitwie, ale to właśnie dzięki niej mogłam w ciszy wsłuchać się w Słowo. Tematem dnia było Czuwanie. Czym dla mnie jest czuwanie? Wyczekiwaniem. Gdy czuwam, to wiem, że cos się wydarzy, w jakiś sposób się do tego przygotowuję, a niekiedy jestem gotowa.

W moim życiu nieustannie czuwam. Oczekując Pana. Czy przygotowuję się lub jestem przygotowana? W to wpisuje się moje powołanie, przez które, albo raczej dzięki któremu będę przygotowywać się na spotkanie z Panem. Przygotowuję serce, by poznać wolę Pana….

I nieuchronnie nastał dzień ostatni. Może to i dobrze, że wszystko co dobre kiedyś się kończy? Był czas przypomnienia, refleksji, zadumania. A teraz nadchodzi sprawdzian. Czy wprowadzę to w życie?

Natychmiast… od razu… już. Nie wtedy kiedy będziesz gotowa, umalowana, wyszykowana, wyspowiadana, oczyszczona. Już, teraz. Z całym brudem i syfem. Bez żadnego płaszcza, którym zakryjesz to co brzydkie. Nie powołuje twojego piękna. Powołuję Ciebie – piękno i brzydotę TWOJEGO SERCA.

Podsumowując cały ten czas. Pierwszy raz od naprawdę długiego czasu zrobiłam notatki z rekolekcji, konferencji i z tego co przeżywam, wcześniej kończyło się to tylko na jakiś szlaczkach, a tak całkiem poważnie. Naprawdę dziękuję, że chciało się Siostrom przygotować coś takiego. Bardzo doceniam trud. To był piękny czas.

Kamila