Św. Maksymilian, a charyzmat św. Franciszka
Przygotowując się wraz z całym Zakonem Franciszkańskim do Uroczystości naszego Serafickiego Założyciela św. Franciszka, pragniemy powrócić do święta, które przeżyliśmy kilka tygodni temu, a które przyniosło nam wiele światła i konkretne propozycje, jak być wiernym charyzmatowi Biedaczyny z Asyżu w naszych czasach. 14 sierpnia br., w Wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, przeżywaliśmy 80. rocznicę męczeńskiej śmierci
św. Maksymiliana Marii Kolbego w bunkrze głodowym obozu zagłady w Oświęcimiu. Tego dnia Rycerze Niepokalanej z zielonogórskich parafii zebrali się w Konkatedrze Św. Jadwigi Śląskiej pod przewodnictwem ks. proboszcza Adriana Puta na wspólnym dziękczynieniu za wielkie zwycięstwo Miłości, silniejszej niż śmierć, której Szaleniec Niepokalanej uczył się w szkole Maryi.
Osiem wieków przed św. Maksymilianem jego duchowy Ojciec św. Franciszek z Asyżu oszalał dla tej Miłości, „która nie jest kochana”, i założył Zakon seraficznych Braci. Schronieni pod płaszczem Świętej Dziewicy, Królowej Aniołów mieli roznieść po krańce ziemi miłość Bożą, pokój i braterstwo. I tak Duch Święty zapoczątkował w Kościele charyzmat, który trwa do dzisiaj. Właśnie o tym franciszkańskim charyzmacie, który w sposób wyjątkowy przyjął i zrealizował
w XX w. św. Maksymilian, mówił podczas homilii ks. dr Adrian Put. Oto jej fragmenty:
„Mówiąc o charyzmacie św. Franciszka, widzimy, że ten charyzmat przez wieki rozprzestrzenia się i umacnia po całym świecie. Wielu go naśladuje, wielu chce żyć tak jak on. Co jakiś czas pojawia się ktoś, kto z wielką siłą bierze ten charyzmat i niesie na nowe obszary – tak, że zdobywa dla niego nowe przestrzenie – chociażby św. o. Pio, bł. Honorat i także
św. Maksymilian Maria Kolbe. To wcale nie jest tak, moi drodzy, że o. Maksymilian był
od początku rozumiany – miał wielu wrogów i przeciwników. Niektórzy mówili nawet do niego, że ze swoją nauką o Niepokalanej i o zdobyciu dla Niej świata daleko odszedł od ideału franciszkańskiego.
Dzisiaj, gdy spoglądamy na dzieło św. Maksymiliana Marii Kolbego – nie tylko na jego śmierć, ale na całe jego piękne życie, to widzimy, że dobry Bóg pozwolił mu ten charyzmat franciszkański przyjąć tak mocno, że wydał owoce w zupełnie nowych przestrzeniach. Niektórzy próbowali przeciwstawiać o. Maksymiliana św. Franciszkowi, mówiąc: „Zobacz, dla Franciszka każdy był bratem, a ty chciałeś walczyć z tymi, którzy byli wrogami Kościoła”. Ale nie rozumieli
o. Maksymiliana, nie zrozumieli jego idei. On z nikim nie chciał walczyć w sposób niegodny,
nie Boży, ale zdobył taką moc i taką siłę, którą my dzisiaj dopiero odkrywamy i podziwiamy. Bo prawdziwym szczytem zwycięstwa nad drugim człowiekiem nie jest pokonanie go i uczynienie
z niego niewolnika, ale uczynienie z niego przyjaciela, nawet z wroga.
Franciszek szedł do wszystkich ludzi i głosił powszechne braterstwo. Maksymilian, szczególnie po swoim doświadczeniu w Rzymie, kiedy jako młody student zobaczył duże grupy protestujących przeciw Bogu, Papieżowi i Kościołowi, nie chciał ich zniszczyć czy zwalczyć. Chciał ich przez Niepokalaną zdobyć, aby byli jego braćmi albo siostrami. To jest dokładnie ten sam charyzmat, tylko puszczony zupełnie na nowe obszary: przez Niepokalaną nie tylko pokonać wroga, ale uczynić z niego przyjaciela, a nawet brata.
….Kiedy bierzemy do rąk pieśń pochwalną, pieśń pokoju św. Franciszka… i kiedy zobaczymy, co robił św. Maksymilian, to możemy powiedzieć, że ten ostatni dopisał kolejne zwrotki do tej pieśni: „Bądź błogosławiony, bracie mikrofonie, bo przez ciebie mogę dalej głosić pochwałę Boga jedynego; bądź błogosławiona siostro gazeto, bo przez ciebie mogę zanieść chwałę dobrego Boga jeszcze dalej; bądź błogosławiona siostro rozgłośnio radiowa, bo dzięki twoim falom mogę chwałę Niepokalanej zanieść na krańce ziemi”. Ktoś może powiedzieć: „przecież to takie dalekie od Franciszka”, a jak się przyglądnie temu bliżej, to powie: „no przecież to takie franciszkańskie”. Szaleniec Niepokalanej, tak jak Biedaczyna z Asyżu, bierze ten charyzmat, przyjmuje tak mocno, tak się z nim utożsamia, że pcha ten boski dar na nowe obszary i przestrzenie życia”.
W tym miejscu homilii ks. Kaznodzieja w sposób subtelny zachęcił wszystkich uczestniczących w Jubileuszowej Eucharystii do włączenia się w ten nurt „franciszkańskiego, maksymilianowego ducha”:
„I tak sobie myślę, moi drodzy, że my także potrzebujemy takiego franciszkańskiego, maksymilianowego ducha, żebyśmy próbowali znaleźć nowe obszary i nowe przestrzenie
tu w naszej parafii, tu w Zielonej Górze, gdzie będziemy mogli głosić Ewangelię i zanosić ją do naszych braci na nowy sposób. Człowiek, który nie potrafi widzieć planów Bożych, będzie ciągle mówił: „Nie damy rady… jest tragedia, jest pandemia, nie lubią nas, odchodzą od kościoła”.
A ktoś, kto przejmie się tak jak o. Maksymilian tą franciszkową ideą, powie: „Bądź błogosławiona, siostro pandemio, bo ogołacając nas, pokazałaś nam, gdzie są nasze słabości, ale także pokazałaś nam naszą siłę. Bądź błogosławiony, dobry Boże, w tych braciach, którzy być może Cię teraz nie odnajdują, bo dzięki temu ja mogę pójść i głosić im Ewangelię jeszcze mocniej. Bądź pochwalony, Panie, w naszym mieście, w tej parafii, bo możemy raz jeszcze tak jak o. Maksymilian na nowo spróbować przyjąć charyzmat św. Franciszka i uczynić braci z tych, którzy może czasami pod różnymi znakami manifestują i mówią: <Nie chcemy Boga, nie chcemy kościoła, nie chcemy wiary>”.
Tak się zastanawiam, gdyby kiedyś tu pod nasz kościół przyszli ludzie, którzy manifestują,
i krzyczeliby: „Nie chcemy Boga, nie chcemy kościoła”, to jak powinniśmy się zachować, co powinniśmy zrobić? Bo możemy się zebrać i obronić, a możemy otworzyć drzwi i powiedzieć: „Nareszcie wróciliście, zapraszamy was do naszego kościoła, już dawno was tutaj nie było”.
Umieć tak, jak Maksymilian Maria Kolbe, przyjąć charyzmat Franciszka, tak go uczynić swoim, aby pchnąć go na zupełnie nowe obszary, których się nawet Franciszkowi nie śniło, że takie będą – to jest dopiero działanie charyzmatyczne, to jest dopiero prawdziwy charyzmat – umieć dar darmo dany tak wcielić w konkretne miejsce i czas, żeby się ten Kościół tam budował, gdzie go nie było. A ile miejsc wokół nas jest takich, gdzie Kościoła już dawno nie było, takich rodzin, takich wspólnot, gdzie już dawno imienia Pańskiego nie wzywano. Św. Maksymilian mówi nam dzisiaj, że to my jesteśmy zaproszeni do tego, aby pójść i tą Ewangelię tam ponieść”.
Uroczystą Eucharystię w 80. rocznicę śmierci św. Maksymiliana poprzedził Transitus
– nabożeństwo przejścia Świętego z ziemi do nieba, przypominające moment jego śmierci
i testament, jaki zostawił swoim naśladowcom. Można powiedzieć, że w homilii kaznodzieja przełożył ten testament na język dzisiejszych możliwości i potrzeb ewangelizacji. Swój zamysł posłania słuchaczy w nowe współczesne przestrzenie z Bożą Ewangelią ujawnił zwłaszcza
w ostatnich słowach kazania:
„Moi drodzy, do tego dzisiaj zaprasza nas Maksymilian Kolbe. Przepraszam was za to, że nie opowiadałem wam o tym, jak on umarł. Chciałem wam bardziej powiedzieć o tym, jak żył, jak tym charyzmatem zapładniał kolejne nowe obszary w Polsce, Japonii i na całym świecie, jak zapładniał te fale, te przestrzenie Bożą Ewangelią. Nie chciałem Wam mówić o tym, jak umarł – chciałem powiedzieć, jak żył, bo jeśli coś z niego zrozumiemy, to my także będziemy tak żyli”.