Nowi Rycerze Niepokalanej w Przemyślu
W Przemyślu w kościele ojców franciszkanów od lat uroczyście obchodzona jest nowenna przed Niepokalanym Poczęciem NMP. Tradycyjnie już jeden z dni nowenny to dzień „rycerski”, w którym można zawierzyć się Maryi w duchu Rycerstwa Niepokalanej. Tak było i w tym roku.
6 grudnia 2017 r. jako wspólnota sióstr franciszkanek MI w Przemyślu zostałyśmy zaproszone do włączenia się w animowanie tego dnia podczas modlitwy różańcowej i na Eucharystii. Z radością uczestniczyłyśmy w uroczystości. Swoje życie Niepokalanej zawierzyło czworo dorosłych oraz dwójka dzieci – Julia i Jakub. Pan Przemek, który do Rycerstwa wstąpił tego dnia wraz z żoną Anną, podzielił się również świadectwem uzdrowienia za wstawiennictwem Maryi. Przytaczamy tekst jego świadectwa, z którego przebija potęga działania Niepokalanej.
Niech będzie pochwalona Trójca Przenajświętsza i Maryja Matka Jezusa!
Mam na imię Przemek, skończyłem 40 lat, jestem ojcem dwójki dzieci, mieszkam w Przemyślu z ukochaną żoną Anią. To świadectwo powinienem powiedzieć już dawno, jakieś 20 lat temu, w momencie, kiedy zostałem uzdrowiony za wstawiennictwem wspaniałej, cudownej i ukochanej Kobiety, naszej Matki Bożej, Maryi. Nigdy nie zdobyłem się na odwagę, by powiedzieć o tym cudzie publicznie, chociaż miałem dokumentację i, co najważniejsze, trwałe uzdrowienie cielesne, więc jest to moje pierwsze świadectwo publiczne. Po moim ostatnim zbliżeniu się do Jezusa, oczywiście dzięki Jego łasce, zmieniłem też moje myślenie i w Piśmie Świętym trafiłem na rozdział, po przeczytaniu którego doznałem oświecenia – moim obowiązkiem jest głoszenie ludziom o wielkiej łasce Bożej, którą może otrzymać każdy, kto uwierzy, że nasz Ojciec Niebieski jest Wszechmocny i może, kiedy zechce, zrobić z nami wszystko, jeśli Go o to poprosimy, i w każdym czasie.
W 1996 roku zlokalizowałem za swoim ciele dwa guzy złączone, zbagatelizowałem to przez kolejne trzy miesiące i dopiero kiedy wyczułem, że się powiększają, poszedłem do urologa. Dostałem antybiotyk, i to nie jeden, ale nic nie pomogło. Po serii badań lekarze podjęli decyzję, że trzeba go usunąć. Kiedy przyszedł wynik z histopatu, okazało się, że jest to nowotwór złośliwy. Lekarz zastosował leczenie i zalecił pobyt na jednym kursie chemioterapii w Warszawie. Potem wróciłem do Przemyśla i po jakimś czasie pojechałem na drugi kurs chemii, po którym czułem się, jakbym już nie żył, bez siły, energii, apetytu, wychudzony i bez włosów.
Kiedy wróciłem do Przemyśla, moja mama powiedziała mi, że bardzo się modli o to, żebym żył, i że pojedziemy na Kalwarię Pacławską, abyśmy razem błagali Matkę Bożą o zdrowie. Na miejscu mama przysięgła i złożyła obietnicę przed obrazem, że nigdy do końca swego życia nie wypije alkoholu, a ponieważ była uzależniona, to było coś niesamowitego. Ja modliłem się o to, żeby wyzdrowieć i móc być przy niej, aż do momentu, kiedy ożenię się z moją obecną żoną Anią. Miałem wyznaczony kolejny termin na chemioterapię, ale czekałem na wyniki markerów z Warszawy. W międzyczasie jeździliśmy codziennie na Kalwarię, a ja uczęszczałem na Mszę do kościoła Reformatów, bo miałem tu blisko. Kiedy dostałem telefon z kliniki na Ursynowie, że markery są nadal wysokie i jest termin na kolejną chemię, przed samym wyjazdem coś mnie poruszyło, żeby wysłać z Przemyśla do Rzeszowa krew w celu oznaczenia poziomu markerów. Wynik, który wrócił, jasno wskazywał, że w komórkach i limfie jest czysto, a węzły chłonne wróciły do normalnych rozmiarów. Badania w Warszawie potwierdziły, że płuca są czyste i markery są nadal w normie do dzisiaj.
Chwała Bogu i Najświętszej Rodzinie!
Dzisiejsze moje świadectwo jest dziękczynieniem składanym Matce Najświętszej za otrzymane łaski. Zachęcam wszystkich czcicieli Maryi, aby wstąpili na Jej służbę, wstępując w szeregi Rycerstwa Niepokalanej. Szczęść Boże!