Z moim powołaniem nie było tak łatwo
Matka Boża nie była szczególną osobą w moim życiu. Bardziej Matka Pana Jezusa niż moja Matka. Dopiero niedawno uświadomiła mi, że tak naprawdę, to Ona mnie znalazła – dla Jezusa. Zaczęło się od wieczornej rozmowy z Panem Jezusem, podczas rekolekcji u Sióstr. Od tej pory wiedziałam, że Jezus pragnie, bym była tylko dla Niego. Z tą myślą o zakonie „męczyłam się” przez długi czas. Myślałam, że to nie może być prawda, że to mi się tylko wydaje. Akurat ja… dlaczego? To był okres ciągłej walki. Jezus musiał mnie w tym cały czas przekonywać i umacniać. Wiedziałam, że jestem przecież tak słaba… że nie dam rady… Ale Pan Jezus wybrał tak mizerną duszę, bez szczególnego daru przemowy, nie wiedzącą, co ma dalej robić.
Najtrudniej było powiedzieć pierwsze „tak”. Kiedy podczas Mszy Świętej wierni odmawiali modlitwę „Ojcze nasz”, nie mogły mi przez gardło przejść słowa „bądź wola Twoja”, bo tak naprawdę nie chciałam wypełniać Jego woli. I wtedy pojawiła się taka myśl: CZY DO KOŃCA ŻYCIA BĘDZIESZ UCIEKAĆ? ILE JESZCZE SŁÓW? ILE ZNAKÓW? Zasmuciłam się, bo smutny był Pan Jezus, na tak zbuntowaną duszę. On napełniał mnie miłością i chęcią zmiany swojej drogi, ale trudno było wyrwać się od tego „normalnego” życia.
Dopiero od niedawna w moich myślach jest to, ze Maryja cały czas mnie prowadziła do Jezusa, w drodze do klasztoru. Ciągle czuwała. Szczególnie, podczas pielgrzymki maturzystów do Częstochowy przekonała mnie, że jest się najszczęśliwszą tylko wtedy, gdy pełni się wolę Boga. Zawołała mnie tutaj do siebie, po raz pierwszy na rekolekcje… i czekała cierpliwie…
s. Kamila Maria Szczepek
Zaczęło się od drobnych rzeczy…
Z natury jestem cicha, spokojna i nieśmiała. Tak, wiec gdy zrodziło się w moim sercu pragnienie i myśl, żeby zostać siostrą zakonną, to w ogóle przerastało mnie, moje myśli i to wszystko, co się z tym, wiązało. A mianowicie, że jak ja to uczynię, gdy nie mam zielonego pojęcia o żadnym klasztorze, nikogo takiego nie znam, żeby się doradzić, zapytać! I był taki czas, że zostawiłam te moje myśli i to wszystko Panu Jezusowi. Powiedziałam: „rób sobie, co chcesz, bo ja nic nie zrobię – sam wiesz jaka ja jestem!” Normalnie chodziłam do kościoła parafialnego tak, jakby się nic nie stało. I nadszedł taki dzień niespodziewany, w którym się dowiedziałam, przez moja mamę, że jadę z pewnym księdzem na św. Krzyż, bo było akurat wolne miejsce, a że mama nie mogła jechać, to mnie wysłała. Te wakacje, byłam wolna, więc się zgodziłam.
Gdy dotarliśmy na św. Krzyż nie mieliśmy gdzie zaparkować samochodu, więc poszliśmy do sióstr Benedyktynek, które tam niedaleko mają klasztor, aby się zapytać, czy możemy u nich na podwórku zostawić samochód. I gdy zadzwoniliśmy do furty, to jedna siostra nam otworzyła i ksiądz zażartował, że ma kandydatkę i pokazuje na mnie. JA? Ku zdumieniu coś odważyłam się powiedzieć. W tej odpowiedzi była wyrażona moja pozytywna odpowiedź, z tym, że się tylko interesuje życiem zakonnym. No i tak gdy wracaliśmy do domu, ksiądz zapytał się, jakie to klasztory mnie interesują, bardziej zamknięte czy czynne? „Bo mogę ci pomóc!” I wtedy zaczęła się rozmowa.
No i tak kilka miesięcy później przyjechałam na rekolekcje do Strachociny. Oddałam wtedy swoje serce Matce Bożej i przyjęłam medalik. I to jeszcze nie koniec było przygód, jak się okazało. Przygody dopiero się zaczynały. Chodziłam wtedy do pierwszej technikum i bardzo chciałam wstąpić do klasztoru, a naukę tam kontynuować. Ale Pan Jezus chciał inaczej. Musiałam skończyć technikum u siebie w domu i jak skończę szkołę to dopiero, wtedy będę mogła wstąpić. I tak po ukończonych 4 latach szkoły wstąpiłam do klasztoru. Oczywiście przez ten czas utrzymywałam kontakt z Siostrami MI. Odczuwałam też przez ten czas bardzo widoczną opiekę Niepokalanej…
s. Gemma Galgani Maria Anioł
Maryja była obecna w moim życiu od wczesnego dzieciństwa
Bardzo dyskretnie, subtelnie i tajemniczo pociągała mnie do siebie poprzez nabożeństwa majowe, różańcowe, fatimskie i pierwszosobotnie. Często nie rozumiejąc do końca ,,dlaczego?” serce tęskniło za niebieską Mamą, chciało się z Nią spotkać, rozmawiać o swoim życiu, słuchać Jej rad i żyć z Nią na co dzień dla Jezusa. Cieszyłam się bardzo, gdy wstąpiłam w szeregi Rycerstwa Niepokalanej. Zrozumiałam, że naśladując Jej życie, przyniosę największą radość Sercu Jezusa. Zapragnęłam całe życie, bez najmniejszych granic, ofiarować Maryi, by z Nią jeszcze większą chwałę przynieść Sercu Jezusa. Na co dzień doświadczam tego, jak bezpiecznie jest oddać z ufnością Maryi trud, pragnienie szukania Jezusa, Jego łaski i woli. Ona potrafi bardzo prosto wytłumaczyć rzeczy najtrudniejsze w życiu.
s. Agnieszka Maria Nosek
Matka Boża kierowała moim życiem i mnie prowadziła
Widzę to teraz w drobnych szczegółach. Mogę powiedzieć, że to Ona sama wzięła mnie za rękę i wprowadziła na drogę, na której teraz jestem. Tak naprawdę to Maryja, nie zawsze była dla mnie taka bliska. Zawsze, modląc się, kierowałam się bezpośrednio do Pana Jezusa. Chociaż widzę, że Ona była zawsze blisko, mimo, że tego nie dostrzegałam. Przechodząc jeden trudny okres w moim życiu, po jednej ze spowiedzi, Ojciec Franciszkanin kazał mi, w ramach pokuty oddać wszystko Matce Bożej. I tak też zrobiłam, całym sercem oddałam Jej wszystkie troski i niepokoje. I to chyba było takie moje pierwsze „oddanie się Jej”. A później Ona sama już wszystkim pokierowała.
Dostałam propozycje od koleżanki wyjazdu na rekolekcje do Sióstr. Nie wiedziałam co to za Siostry oraz jakie to rekolekcje, ale ucieszyłam się i zapragnęłam tam pojechać. Mimo trudności związanych z przyjazdem dotarłam do Strachociny i tutaj zaczęłam „poznawać” Matkę Bożą. Tak bardzo przeżyłam te rekolekcje, że zapragnęłam jeszcze kiedyś wrócić. I tak Matka Boża pociągnęła mnie do Siebie i do Pana Jezusa, że nie przepuściłam już prawie żadnej okazji, by móc przyjechać do tego miejsca, tak szczególnie wybranego przez Niepokalaną.
Przyszła matura, trzeba było decydować, co dalej z moim życiem. Miałam chłopaka, w szkole też sobie radziłam, lecz w sercu odczuwałam niepokój co do mojej przyszłości… Kończyłam Liceum plastyczne, ale nie wiedziałam, jakie wybrać studia, co chcę robić w życiu. Jednocześnie w moim sercu zaczęło rodzić się pragnienie, z którego sama jeszcze nie zdawałam sobie sprawy… pamiętam, jak Siostry zaprosiły nas na obłóczyny Sióstr, dwie z nich składały pierwsze śluby, jedna wchodziła do nowicjatu. Pierwszy raz byłam na podobnych uroczystościach. Podczas gdy Siostry wypowiadały słowa Aktu Oddania, w moim sercu coś się poruszyło, jakby pragnienie, że „ja też bym tak chciała”. I Pan Jezus naprawdę dostrzega najmniejsze pragnienia serca! Wtedy oczywiście nie dopuszczałam do siebie, że mogłabym iść tą drogą. Teraz widzę, jak Matka Boże wszystkim kierowała. Poszłam na studia, ale z chłopakiem zerwałam, to nie było to. Na uczelni szło mi bardzo dobrze, pierwsza sesja, same piątki, ale to nie to! Przez ten rok Pan Jezus bardzo się domagał o moje serce, wiec gdy przyszedł koniec wakacji czułam, że muszę podjąć jakąś decyzję.
Było mi ciężko, bo będąc człowiekiem niezdecydowanym przechodziłam wielką walkę. Nie dowierzałam, że Pan Bóg właśnie mnie wybiera dla Siebie. Było to dla mnie niepojęte, nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Lecz dla Matki Bożej nie ma nic niemożliwego. I tak dzięki wielkiej łasce, wymodlonej także przez wiele osób zwyciężyłam te walkę i teraz jestem wdzięczna mojej Mamusi Niebieskiej, że to Ona mnie znalazła dla Pana Jezusa.
s. Barbara Maria Zima
Panie, co mam uczynić?
Takie właśnie pytanie zrodziło się w moim wnętrzu przy wyborze szkoły średniej. Po chwili odpowiedź usłyszałam w swoim sercu, odpowiedź, która była dla mnie wielkim zaskoczeniem, nigdy chyba bym się jej nie spodziewała. Bóg po chwili odpowiedział natchnienie wewnętrznym głosem o powołaniu, o życiu zakonnym. Zostawiłam tą myśl gdzieś z boku, ale ta odpowiedź Boga odbijała się we mnie echem przez cały późniejszy okres szkoły średniej. W międzyczasie zrodziło się we mnie postanowienie, by codziennie odmawiać cząstkę różańca św. W ten sposób Maryja przygotowywała w moim sercu miejsce dla Jezusa. To był jeden z takich punktów zwrotnych w moim życiu.
Z czasem Maryja postawiła na mojej drodze życia osoby, którymi się posłużyła, bym zaczęła uczęszczać na spotkania grupy modlitewnej w mojej parafii, gdzie zaczęłam głębiej poznawać Boga dzięki Duchowi Świętemu i Niepokalanej, która jest Oblubienicą Ducha Świętego. Prawda ta była dla mnie praktycznie nie znana. Na początku każdego modlitewnego spotkania przyzywana była Maryja jako Pośredniczka i Orędowniczka. Kolejnym znakiem od Maryi było otrzymanie od pewnej osoby broszurki o Zgromadzeniu Sióstr MI. Po otrzymaniu broszurki zrodziło się postanowienie poznania sióstr przez przyjazd na rekolekcje. Podczas pierwszych swoich rekolekcji u sióstr w duchu Rycerstwa Niepokalanej oddałam siebie Niepokalanej, wstępując do szeregu Jej Rycerzy. Od tamtej pory w sposób jeszcze bardziej szczególny towarzyszyła mi Maryja w moim życiu. To zostanie Rycerką Niepokalanej było świadomym aktem oddania się Maryi i świadomym aktem zaproszenia Jej na nowo do mojego życia.
W czasie rekolekcji jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu o szczególnej obecności Maryi w moim życiu od dzieciństwa, że Matka Boża w sposób szczególny otoczyła mnie swą delikatną, dyskretną, a jednocześnie troskliwą opieką, że prowadziła przez życie za rękę. Począwszy od swoich pierwszych rekolekcji w duchu Rycerstwa Niepokalanej zaczęły się regularne przyjazdy do sióstr na rekolekcje, podczas których zachwycała mnie postać Niepokalanej i św. Ojca Maksymiliana, zwłaszcza Jego całkowite oddanie się Maryi, jako rzecz i własność oraz Jego dziecięca relacja do Niepokalanej – naszej Mamy – przewodniczki do Jezusa.
Poprzez takie spotkanie w sercu moim rodziło się coraz większe pragnienie pójścia w Jego ślady. Oddać się Niepokalanej, bez żadnych ograniczeń i zastrzeżeń. Przez cały okres szkoły średniej towarzyszyło mi wezwanie Boga, które odbijało się echem w moim sercu w różnych chwilach i sytuacjach w życiu. Wołanie, które nie dawało mi spokoju, aż do momentu ostatecznego powiedzenia Bogu „tak”. Z chwilą powiedzenia „tak” wielkim pokojem, radością i szczęściem napełniło się moje serce. Dziś mogę powiedzieć, że nad wszystkim czuwała Niepokalana, gdyż po drodze było wiele pokus związanych z kroczeniem drogą własnych planów. Ostatecznie jednak zwyciężyło w sercu uległe poddanie się woli Bożej i pójścia drogą, na której obecna jest Maryja jako nasza Matka oraz wzór i ideał.
Niepokalana, która nas wezwała do siebie przez delikatne wołanie po imieniu, byśmy były szczególnie Jej oddanymi dziećmi, przez które pragnie oddziaływać na innych, zwłaszcza na dusze biednych grzeszników. Chwała Bogu za wielkie dzieła, które czyni w naszym życiu przez Niepokalaną!
s. Zofia Maria Kuźniar
Jestem ofiarowana Niepokalanej
Od chrztu jestem całkowicie oddana Niepokalanej, uczynili to moi rodzice widząc me słabe życie. Bóg posadził mnie na ziemi Śląska, nie brakowało mi deszczu ni słońca. Zawsze czułam się Bożym „kwiatkiem”, różyczką z różańcowym wiankiem; jako 6-latka na lekcji religii, mogłam się zapisać do Serca Maryi. Pełne wdzięku były nabożeństwa majowe, z ręki Matki Bożej otrzymałam zdrowie. Z każdym rokiem życia rozkwitała myśl: pragnę! pragnę! kiedyś w Niebie być! Pytałam na modlitwie o moją drogę, zawsze otrzymałam znak: Ja ci pomogę. Wpatrując się w Jej cudowny wizerunek, powołanie i świętość to Jej podarunek. Za Jej każde „fiat” co mym życiem pulsuje, za Niepokalanów Żeński i Niebieski Jezusowi z Niepokalaną dziękuję.
s. Andrea Bobola Maria – Róża Buschman
Maryja była obecna w moim życiu od moich najmłodszych lat
To Ona tak pokierowała decyzjami moich rodziców i moimi, że jako mała dziewczynka uczestniczyłam wraz z rodziną w rekolekcjach w Niepokalanowie. Oddałam się wówczas pod opiekę Maryi w Rycerstwie Niepokalanej. Rozpoczął się wtedy w moim życiu nowy rozdział. Po pewnym czasie Niepokalana ponownie pociągnęła mnie do Niepokalanowa na rekolekcje. Najpierw jako uczestniczkę, a następnie jako animatorkę. Każdy kolejny turnus, kolejny wyjazd wymagał ode mnie poświęcenia czasu wakacji, ferii, wolnych weekendów. Odczuwałam wówczas siłę do podejmowania tych zadań. Teraz z perspektywy czasu, widzę, jak wszystkie decyzje były kontrolowane i kierowane przez Maryję. Wszystko tak układała, że byłam w stanie uczestniczyć w rekolekcjach w Niepokalanowie, jednocześnie nie zaniedbując innych swoich obowiązków. Rozkłady zajęć, egzaminy i praktyki – wszystko było tak ułożone, iż miałam możliwość jechania na te rekolekcje i dni skupienia, by być w miejscu, gdzie zostałam Jej rycerką, a Ona moja Mamą, by wracać do źródła i tam czerpać moc, mądrość i siłę na każdy kolejny dzień.
Odczułam też mocno interwencję Maryi, gdy planowałam wyjazd do Strachociny na zimowe rekolekcje w 2010 roku. Mimo różnych przeciwności i nieplanowanych wydarzeń, Maryja pomogła wszystko tak ułożyć, że znalazł się czas na ten wyjazd. Nie przeszkodziła w tym pogoda, perspektywa całodziennej podróży autobusem w drugą część Polski, w miejsce, którego nie znałam. Usłyszałam wówczas w Strachocinie słowa, które pomogły mi podjąć decyzję co do dalszego życia. I choć w sercu nie chciałam wyjeżdżać, wróciłam do moich obowiązków i zajęć. Maryja nie zostawiła mnie jednak samej sobie. W trudnych chwilach odczuwałam Jej opiekę nade mną. Na tych rekolekcjach myśl o wstąpieniu do zgromadzenia została potwierdzona. I tak po roku od pierwszego i jedynego wyjazdu do Strachociny, wróciłam i… zostałam. Niepokalana sama wybrała taką, a nie inną drogę dla mnie. Czuję, że okres studiów był dla mnie czasem potrzebnym i czasem błogosławionym. Maryja przygotowała moje serce do bycia tu – w Jej zagrodzie. Niepokalanów zawsze był i będzie nadal moim domem, w którym Niepokalana jest troskliwą, kochającą i wymagającą Mamą.
Maryjo Niepokalana, dziękuję Ci za Twoja miłość. Dziękuję Ci, że już od tylu lat opiekujesz się mną, że prowadzisz mnie do Jezusa. Dziękuję Ci za zaufanie, jakim mnie obdarzyłaś oraz za to, że stawiając na mojej drodze różne osoby, kierowałaś mnie do Niepokalanowa Żeńskiego. Dziękuję Ci Maryjo za to, że znalazłaś mnie dla Jezusa.
s. Paula Maria Bronisz
Własność Niepokalanej
Urodziłam się 4 kwietnia 1976 r. w rodzinie Marii i Edwarda Ruchlewicz jako najmłodsza z pięciorga dzieci. W dzieciństwie, gdy miałam trzy i pół roku odszedł do wieczności mój tato. Starsze rodzeństwo: siostra Renata i Jolanta, a także bracia Andrzej i Janusz wspierali mamę w trudzie mojego wychowania. w 1982 r. rozpoczęłam naukę w Szkole Podstawowej w Turzym Polu, a po jej ukończeniu w 1991 r. zdałam egzamin do Liceum Ogólnokształcącego w Brzozowie. Jednak po ukończeniu pierwszej klasy zdecydowałam się zmienić szkołę i po zdaniu egzaminów z przedmiotów zawodowych: podstaw żywienia i z technologii, rozpoczęłam naukę w drugiej klasie Liceum Gastronomicznego przy ZSzE. Pod koniec czwartej klasy, gdy zbliżała się matura, zaczęłam głębiej zastanawiać się nad swoją przyszłością: „co dalej?” – czy iść na studia czy wybrać jakąś inną drogę? Rozpoczęło się wtedy wielkie zmaganie wewnętrzne i zaczęłam prosić Boga na modlitwie, aby pomógł mi odczytać Jego wolę.
Podczas rekolekcji wielkopostnych w rodzinnej parafii, bardzo głęboko przeżyłam doświadczenie ojcowskiej miłości Boga. Stało się to podczas mojej generalnej spowiedzi świętej. Zrodziło się wtedy we mnie pragnienie, aby uczynić „coś” dla Boga, który obdarza mnie tak wielką miłością. Przyszło mi wtedy na myśl, że może Pan Bóg chce, abym wstąpiła do zakonu.. Nie wiedziałam jakie to ma być Zgromadzenie zakonne, zaczęłam więc prosić Boga o znak. Odczułam wtedy mocne przynaglenie, aby udać się w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. Na pielgrzymce spotkałam się tak bezpośrednio z Siostrami Franciszkankami Rycerstwa Niepokalanej, które ze Strachociny pielgrzymowały do Jasnogórskiej Pani.
Doświadczyłam szczególnej troski s. Antoniny (pielęgniarki), która przebijała moje bąble na stopach. Siostry wzięły także mój adres, aby napisać jak będą u nich rekolekcje. Kilka miesięcy późni ej otrzymałam zaproszenie na rekolekcje, jednak nie mogłam z niego skorzystać, bo Pan Bóg zrobił mi w tym czasie miłą niespodziankę i musiałam wyjechać do Neapolu, aby pomóc mojej mamie w opiece nad chorą babcią. Pobyt po za granicami Ojczyzny był bardzo trudny dla mnie. Jednym ratunkiem była modlitwa – serdeczna rozmowa z Maryją, której obecność przypominał mi noszony na szyi Cudowny Medalik. Jedynym miejscem, w którym dobrze się czułam był kościół. Tam powierzałam Bogu swoje serce i prosiłam, abyśmy mogły razem z mamą jak najszybciej wrócić do Polski. Po trzech miesiącach nastąpił utęskniony powrót na Ojczystą ziemię.
W dwa tygodnie później postanowiłam udać się w odwiedziny do Sióstr. Spotkała mnie kolejna niespodzianka, ponieważ nie było do Strachociny bezpośredniego autobusu i musiałam iść pieszo 7 km. Wielką radością było dla mnie, gdy zobaczyłam wieżę kościoła strachocińskiego, a największego szczęścia doznałam po wejściu do klasztornej kaplicy. Urzekła mnie biała figura Niepokalanej, stojąca pod krzyżem Chrystusa. Odczułam w sercu pokój i radość, że Niepokalanów Żeński, to miejsce, które dla mnie wybrał Pan. Wróciłam z tą radością do domu, oznajmiając, że odnalazłam swoje szczęście i że za kilka dni wstępuję do klasztoru. Dniem wstąpienia do zakonu jest 25 listopada 1995 r. Uroczystość odpustowa w Strachocinie – św. Katarzyny Aleksandryjskiej. 8 grudnia 1996 r. rozpoczęłam formację zakonną – postulat i otrzymałam imię zakonne: s. Bernadetta.
W czerwcu 1996 r. rozpoczęłam nowicjat, który trwał dwa lata. Po zakończeniu nowicjatu w 1998 r. złożyłam pierwsze śluby zakonne. W roku 2001 wyjechałam na placówkę do Kosiny i podjęłam pracę w kuchni. Po dwóch latach wróciłam do Strachociny, aby przygotować się do złożenia ślubów wieczystych. Wspierana mocą Ducha Świętego i z pomocą Niepokalanej, 5 czerwca 2004 r. złożyłam śluby wieczyste. Od tej uroczystej chwili stałam się nieodwołalną, wyłączną własnością Niepokalanej, która posługuje się mną, by zdobywać dusze dla Królestwa niebieskiego.
s. Bernadetta Maria Ruchlewicz
Miłości okruchy, ze stołu życia spadające…
Pytasz, jak to się stało, że zostałam zakonnicą? To bardzo osobista historia, ale tobie opowiem. Masz może młodsze rodzeństwo, np. 6-letnią siostrę i śmiejesz się z jej dziecięcych pragnień? Pamiętam słoneczny dzień – byłam dokładnie w tym wieku, gdy rodzina zapytała mnie, kim będę w przyszłości? Bez cienia wahania odpowiedziałam: zakonnicą. Wyobrażasz sobie zmieszanie, jakie te słowa mogły wywołać w przeciętnie katolickiej rodzinie? Gdy byłam w piątej, może szóstej klasie szkoły podstawowej, pomyślałam sobie jednak: zaraz, zaraz, żeby żyć dla Pana Jezusa, nie trzeba być od razu zakonnicą. A ja właśnie pokażę światu, że można być świętą, mając swoją rodzinę, męża. Jest w tym dużo racji, ale udowodnić to światu będziesz musiał może ty, nie ja.
Wszędzie, byle z Nim
Myślę, że moja przyjaźń z Jezusem na dobre, ośmielę się nawet powiedzieć – miłość, zaczęła się po bierzmowaniu. O! Co potrafi zrobić z człowiekiem Duch Miłości! – oczywiście powoli, stopniowo. Kilka dni po bierzmowaniu modliłam się w pokoju, czytając książkę, z której dowiedziałam się, że w modlitwie potrzeba tylko kochać – Jezus patrzy na mnie z miłością i ja patrzę na Niego z miłością. Wtedy w sercu zrozumiałam pragnienie Chrystusa: kochaj i chodź ze Mną. Myślałam sobie potem: Jezus nie powiedział: pójdź za Mną, tylko: chodź ze Mną, a więc to nie jest powołanie zakonne. Zakochałam się w Nim po uszy. Pisałam o Nim wypracowania w szkole, używając zamiast imienia słów: mój Umiłowany. Codziennie było mi po drodze do kościoła (jakieś 10 min. od szkoły był kościół z wieczystą adoracją Najświętszego Sakramentu). Nosząc różaniec na palcu, mówiłam, że to mój pierścionek zaręczynowy. Coraz bardziej zaczęłam cenić Eucharystię, tak że pod koniec szkoły średniej uczestniczyłam w niej już codziennie.
Pytasz, skąd wiedziałam, że to powołanie. Na początku nie wiedziałam. Chciałam tylko kochać Jezusa i robić wszystko, co On mi powie. Było mi wszystko jedno, czy to będzie życie w rodzinie, samotne czy w zakonie – byle z Nim! Podczas pewnych rekolekcji jedna z uczestniczek zadała pytanie: po czym można poznać powołanie zakonne? Rekolekcjonista odpowiedział: jeżeli któraś z was kiedykolwiek naprawdę poważnie myślała o pójściu do zakonu, to ja uważam, że ma powołanie. Od tej pory wiedziałam już: Jezus chce, bym została siostrą zakonną.
Jak Go kochać?
Zastanawiasz się, dlaczego wybrałam zgromadzenie maryjne? Nigdy nie myślałam o zgromadzeniu maryjnym. Chciałam kochać tylko Jezusa, całe życie złożyć w Jego ręce, ukryć się wewnątrz Jego Serca – bez żadnych pośredników, Matki Bożej czy świętych. Może dlatego marzyłam o Karmelu. Z czasem jednak rozumiałam coraz wyraźniej, że to nie ma być zakon kontemplacyjny. Byłam już wtedy rycerką Niepokalanej. Pewnego dnia podczas rycerskich rekolekcji jedna z sióstr Franciszkanek Rycerstwa Niepokalanej opowiadała o swoim zgromadzeniu – słyszałam to nie pierwszy raz. Tym razem jednak usłyszałam inaczej. Podjęłam decyzję: za sześć miesięcy, po maturze, zostanę siostrą Rycerstwa Niepokalanej. Dziś rozumiem, że w ten sposób Jezus spełnił moje pragnienie kochania Go możliwie najbardziej: dał mi Maryję, która wprowadza mnie do Jego wnętrza, do tych miejsc, które zna tylko Ona – Jego Matka i Oblubienica Ducha Świętego.
No tak, słusznie się dziwisz: a co ze studiami? Co na to rodzice? Mama nie chciała słyszeć o moim pójściu do zakonu przed studiami. Jako dobry wychowawca wiedziała jednak, że może mi pewne sprawy tylko tłumaczyć, podpowiadać… Ale wiesz, to jest jak w ewangelicznej przypowieści – znalazłeś perłę, skarb, który jest wart tego, by oddać za niego wszystko. Nie neguję nauki, wręcz przeciwnie, bardzo ją cenię, dzięki niej możemy lepiej służyć ludziom. Z drugiej strony – wierz mi – kto wybiera Jezusa, otrzymuje w jakiś sposób ponownie to, z czego zrezygnował, a do tego stokroć więcej darów, których wcześniej nie mógł sobie nawet wyobrazić. Choć trzeba być bardzo wytrwałym i pozostać wiernym Umiłowanemu także wtedy, gdy zabiera na królewską drogę krzyża.
Jak to jest?
Jak to jest być oblubienicą Jezusa? Ciekawe pytanie… Oddać się Odwiecznej Miłości, uwierzyć Miłości, powierzyć się Jej, to w jakiś sposób niezwykła przygoda, a z drugiej strony wielka lekcja – sprawia wiele radości, a równocześnie wymaga trudu wierności wyborowi i odwagi podjęcia związanych z tym wyborem nowych wyzwań. Jeszcze jedno – takie życie nabiera wielkiej głębi i subtelności dzięki Maryi. Z Nią kochać Jezusa, kochać jak Ona, kochać Jej Sercem, to zupełnie co innego, niż liczyć tylko na siebie. To oznacza znaleźć się w centrum Ewangelii – jak Ona. Stać się dziewicą i matką równocześnie (matką dusz). To nosić w sercu kawałek wieczności, gdzie Ona przebywa zjednoczona z Trójcą Świętą, a jednocześnie cała otwarta jest na sprawy dzieci tego świata, które zdążają jeszcze w pielgrzymce do wiecznego Domu.
Dziękuję Ci, że wydobyłeś te sekrety z mojego wnętrza. One umacniają również mnie. Módl się za mnie, abym co dzień kochała bardziej.
Powołanie
Powołanie jest jak rzeka, której wody nie cofają się.
Jeżeli pozwolisz jej płynąć korytem twego wnętrza,
staniesz się jak żyzna ziemia,
przynosząca obfite plony;
przyrównana do Edenu.
Jeżeli jednak zbudujesz tamę,
rzeka zatrzyma się na niej
– lecz wezbrawszy, zacznie zalewać ziemię:
twoją lub tych, którzy żyją blisko ciebie.
Będzie przeciekać przez tamę cienkimi strumieniami
– nigdy nie przestaniesz słyszeć jej szumu.
Może też stać się wodospadem
Uderzającym całym swym ciężarem w miejsce,
które od początku przygotowane było dla jej ożywczych wód.
Wtedy może, jeśli będziesz miał więcej szczęścia i mocną tamę,
Zdołasz je pogodzić – tamę i rzekę
– lecz będzie to bardzo bolesne…
Jeżeli tama będzie słaba – rzeka rozerwie ją,
niszcząc to, co zbudowałeś w miejscach, którymi miała płynąć.
Wtedy musisz podjąć decyzję:
Albo poddasz się – pozwolisz porwać się nurtowi
wbrew wszelkim przeszkodom,
pozwalając, by jej wody zabrały cię na brzeg Bogu tylko znany,
do ludzi tak długo czekających na wody twej rzeki…
Albo kurczowo będziesz trzymał się tego, coś zbudował,
a co teraz umiera…
I ty sam utoniesz.
Powołanie jest jak rzeka, której wody nie cofają się.
s. Paulina Maria Januchta